Shake
Spojrzała na ekran laptopa, żeby upewnić się, ile serii jeszcze jej zostało. Ostatnia. 15 powtórzeń frog crunches i 45 sekund w podporze. Położyła się na plecach, przyjęła pozycję, upewniając się, że odcinek lędźwiowy przylega do podłogi i zaczęła odliczanie. Wdech, wydech. Raz, dwa… piętnaście. Obrót do podporu i szybkie zerknięcie na zegarek. 45 minut i 3 sekundy więc musi wytrzymać do 45:48. Łokcie i przedramiona na macie, mocny brzuch i nogi. Zaczęła powoli wyobrażać sobie, co zje po treningu, marzyła o jakimś makaronie, ale była pewna, że szuflada z zapasami już jest pusta, na zakupy nie udało jej się dzisiaj wyjść. Pewnie znów skończy się na proteinowym shake’u. W ostateczności może być i to, tych nowych smaków, które ostatnio zamówiła, nie zdążyła jeszcze wypróbować. Może dzisiaj czas na kokosowy? Zegarek pokazał koniec treningu.
Teraz jej ciało powinno być naładowane energią, drugi raz dzisiaj wyprodukowała sobie dawkę endorfin. Podniosła się z maty, zwinęła ją dwoma ruchami, które ręce tak dobrze pamiętały i odłożyła ją pod łóżko. Wiedziała, że drogę do kuchni może przebyć szybko i bez rozglądania się, ale dzisiaj obiecała sobie, że nie ucieknie. Trzy kroki do przodu, skręt w lewo. Po prawej stronie wisiało lustro.
Podniosła wzrok, aby przyjrzeć się najpierw ramie. Kiedyś to lustro należało do jej prababci, później babci, a jeszcze później znalazła je w drewutni rodziców i postanowiła zabrać do siebie. Miało piękną drewnianą ramę, gdzieniegdzie popękaną i z ubytkami, ale wciąż lubiła to poczucie, że w tym samym lustrze przeglądało się tyle pokoleń kobiet w jej rodzinie. Wzięła głęboki wdech, czas było już przestać przyglądać się zdobieniom. W końcu znała je na pamięć. Kątem oka widziała, co na nią czeka, ale spojrzenie celowo uciekało, szukając ratunku wszędzie naokoło.
Opuściła wzrok, zmusiła oczy, aby pozostały otwarte. W tym samym momencie jej spocone ciało zajęło się gęsią skórką. Powietrze wokół wydawało się zamarzać, a jej wnętrze wybuchnęło ogniem i płonęło tak bardzo, że miała wrażenie, że za chwile usmażą się jej płuca. Kobieta w lustrze nadal była martwa.
Puste, lodowate, a raczej nieistniejące już spojrzenie opadniętych wgłąb czaszki resztek oczu, zdawało się pochłaniać za sobą całe otoczenie. Z jej ucha wypełzała larwa, a czarna dziura w miejscu ust zionęła strachem. “Ostatnio nie było aż tak źle” - pomyślała. Ostatnio było dwa dni temu, ale wtedy uciekła bardzo szybko. Próbowała sobie przypomnieć kiedy widziała w tym lustrze żywą siebie, ale nie potrafiła. Zdała sobie sprawę, że jej ręce drżą, a kolana uginają się, szukając w panice jakiegoś oparcia. Przeszło jej przez myśl, żeby dotknąć tej tafli, ale nie była na to gotowa. Jej ciało się bało. Mózg błagał, aby ruszyła z miejsca. W końcu sam zmusił nogi do posłuszeństwa.
Kolejne trzy kroki dalej poczuła pod stopami ciepły dywan salonu. Organizm wygrał, ucieczka się powiodła. Zamrugała oczami, chcąc wymazać zapamiętany obraz z wnętrza swoich powiek. Co teraz? Ach, miała zrobić tego shake’a.
